Drodzy czytelnicy,

 

dla większości z Was jest to zapewne pierwszy raz, kiedy czytacie słowa, które wyszły spod mej ręki. Witam więc Was oraz dziękuję za to, że poświęcacie tę chwilę na przeczytanie właśnie mego pisma. Mam szczerą nadzieję, że nie pożałujecie ani sekundy
z tego czasu. A tymczasem, życzę owocnego czytania.

Dzisiejszy temat jest banalny w swej istocie. Przynajmniej tak pomyślałby każdy nierozsądny, oceniając jedynie słowo tytułowe. Zarysuję Wam bowiem jedną 
z najbardziej znanych lecz niepoznanych historii,                
w których granica tego, co fantastyczne, niebezpiecznie zanika, rozpoczynając tragiczne koleje rzeczy. Mowa tu
o słynnym procesie czarownic,
w miejscu znanym pod nazwą Salem. Nie jest on takim, jakim większość z nas go widzi, a co najgorsze, nie jest on ani największym ani najkrwawszym w historii.

Wydarzenia z lat 1692–1693 zapisały się w naszej pamięci jako procesy czarownic z Salem – jeden z najbardziej szokujących przykładów masowej histerii
i niesprawiedliwości. Aby poznać tę historię, musimy cofnąć się o blisko 330 lat.

Wyobraźcie  sobie świat, w którym jeden zły sen twojego sąsiada może wysłać cię na szubienicę. Taka straszna rzeczywistość nastała w małej purytańskiej osadzie Salem Village w Kolonialnej Massachusetts, po tym jak
9-letnia Elizabeth Parris, córka pastora Samuela, zapadła
na tajemnicze ataki. Prędko stwierdzono, że jest to wynik działanie złych sił – czarów, czyli magii diabła.

Poszukiwania sprawcy rozpoczęto niezwłocznie po uzyskaniu listu radnego od urzędników, którzy uprzednio wymusili zeznania od Elizabeth oraz drugiej dziewczynki
o podobnych przeżyciach. Pierwsze zostały wskazane
3 kobiety, każda wyróżniająca się na tle społeczności wioski. Jedna z kobiet przyznała się do winy i złożyła zeznania,
co zapoczątkowało kołowrotek paranoicznych poszukiwań
i oskarżeń. Początkowe aresztowania szybko przerodziły się w polowanie na czarownice. Łącznie oskarżono ponad 200 osób – mężczyzn, kobiety,                  a nawet dzieci. Sytuacji nie poprawiał fakt, że za dowody brano wszystkie zeznania słowne, nawet te będące snami. Przyznanie się do winy zwalniało z kary śmierci. Ostatecznie 20 osób zostało uznanych za winnych                         i skazanych na śmierć. Większość była skazana na śmierć poprzez powieszenie
na Wzgórzu Szubienic
(ang. Gallows Hill). Jedną            
z najokrutniejszych egzekucji była śmierć Gilesa Coreya, który odmówił złożenia jakiejkolkolwiek deklaracji. Został przygnieciony kamieniami na śmierć.

Na szczęście masowa histeria nie trwała wiecznie.
Z czasem zaczęły się pojawiać wątpliwości co do słuszności owych poczynań, zwłaszcza gdy oskarżenia zaczęły  dosięgać coraz to bardziej szanowanych członków społeczności. Nareszcie,            w październiku 1692 roku Gubernator William Phipps nakazał rozwiązanie sądu. W maju 1693 roku pozostali więźniowie zostali ułaskawieni i zwolnieni. Kolonia ostatecznie przyznała, że procesy były tragiczną pomyłką, a w 1711 roku rodziny ofiar otrzymały odszkodowania.

Na koniec przedstawię Wam parę ciekawostek.

Pierwsza odnosi się do odroczeń egzekucji. Wyróżnia się dwa przypadki, w których to ciąża przesunęła termin wykonania wyroku. Jedna
z ciężarnych kobiet zdołała nawet przeżyć do rozwiązania sądu.

Druga ciekawostka - myślę, że wyda się Wam, drodzy czytelnicy, o wiele bardziej intrygująca, albowiem co powiecie na to, że ostatnie uniewinnienie miało miejsce
w 2022 roku? Dotyczyło ono niejakiej Elizabeth Johnson Jr., o której zapomniano   
w poprzednich trzech turach zwolnień z wyroków. Dopiero grupa 8-klasistów wraz                  z nauczycielką, zainteresowanych tą historią, przeprowadziła badania, dzięki którym udało się przywrócić   kobiecie dobre imię.

Moi drodzy, dziękuję za przeczytanie oraz poświęcony mi czas. Życzę Wam miłego dnia, mając nadzieję na to, że niedługo spotkamy się ponownie.

Autorka: Wera Wąsowska