Zza okien, na spacerze, w drodze do szkoły, obserwujemy jesień w jej najczystszej i najpiękniejszej formie (no, jest koniec października). Deszcze i chłód towarzyszą coraz krótszym dniom, a ubarwione od brązu do czerwieni liście pokrywają chodniki. Kolejny raz przyroda dookoła zakańcza swój nieskończony cykl. Tak naprawdę my sami niewiele się różnimy od tych drzew i innych kwiatków. Kiedyś w końcu też odnajdziemy się w takim stanie rzeczy, że mówiąc ordynarnie, będziemy musieli się stąd zabrać.
Teraz nanosząc ostatnie poprawki na ten tekst zaczynam się zastanawiać, czy najlepszym medium do publikowania go jest gazetka szkolna. Ale at the end of the day licealiści też mają prawo do uprawiania filozofii. A właśnie nasza pozornie apatyczna generacja żyjąca niby tylko najbliższą teraźniejszością sięga myślami dość daleko. Każdy przecież chce przewidzieć swój los albo zbliżyć się trochę do tajemnic życia. Znać odpowiedzi. Jak więc myśleć o przemijaniu? Odpowiedź może być jednocześnie banalna i nadzwyczaj wymagająca. Obawiam się, że mogę nikogo nią nie zdziwić... Bycie efemerycznym trzeba do siebie przyjąć. Żeby szczęśliwie żyć, trzeba sobie uświadomić, że nie będzie się żyć wiecznie. Jak napisał ks. Jan Twardowski, który temu, czemu ja poświęcam jeden dzień, poświęcił prawie całe życie: „Śmierć nie jest wrogiem życia. Dzięki śmierci człowiek żyje. Gdyby żyli wszyscy powołani do życia - podusilibyśmy się na świecie z braku miejsca. Ten, kto umiera, odchodzi przez grzeczność i ustępuje miejsca drugim”.
Nie można obrzydzać śmierci przez wizerunki. Jest taki wzruszający obraz przedstawiający śmierć jako młodą, piękną kobietę z kwiatami. Człowiek umierający patrzy na nią zakochanymi oczami. Dlatego właśnie odnajdźmy swoje miejsce w niezatrzymującym się nigdy czasie, każdego dnia żyjmy a nie tylko przeżywajmy. Wracając do jesieni, niektórzy twierdzą że zawsze następuje po niej zima, żeby potem przyszła wiosna. Interpretujcie, jak chcecie.
Autor: Michał Warszewski


